22.06.2017

"Nie poddawaj się", Rainbow Rowell - czyli trochę inny świat magii.


Simon Snow rozpoczyna właśnie ostatni rok nauki w Szkole Czarodziejów w Watford. Nie żeby przez ostatnie kilka lat jakoś bardzo się podszkolił – wciąż słabo radzi sobie z różdżką, w dodatku nieustannie coś podpala albo sam wybucha. Na domiar złego porzuca go dziewczyna, a jego mentor nie daje znaku życia. Simon zupełnie nie wie, dlaczego akurat on uznawany jest za najpotężniejszego czarodzieja, skoro każde z jego życiowych przedsięwzięć to porażka.

Ale gdy w Świecie Magów zaczyna wrzeć, Simon musi sprostać wyzwaniu i zapanować nad sytuacją. Nie pomaga przeczucie, że Baz, jego współlokator, a zarazem największy wróg, prawdopodobnie knuje coś za jego plecami.

Poszłam za ciosem i od razu po "Fangirl" postanowiłam przeczytać "Carry On". W ogóle to bardzo śmieszna (wcale nie) historia; najpierw kupiłam "Nie poddawaj się", a dopiero potem doczytałam, że jest to opowiadanie Cath z "Fangirl", więc długi czas jedynie patrzyłam na tę książkę i zastanawiałam się czy powinnam przeczytać jak ta historia z Simonem Snowem w ogóle się zaczęła. I odnoszę wrażenie, że gdybym nie przeczytała "Fangirl" to ta książka zdecydowanie bardziej by mi się podobała. Oczywiście nadal całym sercem jestem za Simonem i Bazem, bo szybko wcisnęli się na moją listę ulubionych książkowych par, ale jakoś cała historia wydawała mi się... przeciętna.

Na początku byłam trochę zła, ponieważ aluzje do Harry'ego Pottera aż raziły mnie w oczy. Ukryty Las (Zakazany Las?), Mag (Dumbledore? Voldemort? Kto wie), Simon Snow "podrzucony" pod drzwi z napisanym swoim imieniem i nazwiskiem na ręce... Jedyną oryginalną rzeczą były tutaj zaklęcia: używanie popularnych rymowanek, magia, która zmienia się wraz z językiem i o ile przy pierwszych rozdziałach podchodziłam do tego sceptycznie, tak potem ten pomysł nawet przypadł mi do gustu.

Brakowało mi tutaj bardziej rozwiniętych opisów. Miałam wrażenie, że uczucia Simona, Baza, Penelope i całej reszty były przedstawione jedyne powierzchownie. A już w ogóle byłam poirytowana, kiedy (w szczególności) uczucia Simona i Baza sprowadzały się do krótkich dialogów między nimi. Nawet wyjaśnienie Baza o tym, co czuje do Simona. Nie pasowało mi, że Simon przyjął to jak "okej, fajnie" - przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Oczekiwałam rozwinięcia, jakiegoś głębszego dialogu, c z e g o k o l w i e k między tą dwójką. Nie mogę powiedzieć, że się zawiodłam, bo to nieprawda; dostałam wystarczająco Simona i Baza. Może to przez wszystkie fanfiki, które przeczytałam (Draco i Harry, oczywiście), przyzwyczaiłam się do wywodów na temat uczuć czy przeżyć wewnętrznych. Biorąc pod uwagę fakt, że podobno to opowiadanie Cath było bardzo sławne w Internecie, oczekiwałam czegoś więcej.

Elementem, który najbardziej mi się podobał, ale także najbardziej zasmucił, było zakończenie. Do teraz mam ochotę znaleźć Simona i go porządnie przytulić (chociaż ma od tego Baza). Autorka dobrze to rozegrała; cała historia z Szaroburem, czyli tajemniczym czymś, które wysysa magię i pozostawia po sobie dziury bez niej, była przemyślana. Nawet sam "Szarobur" okazał się trafnym określeniem. Nie ukrywam, że było to miłym zaskoczeniem.

Sama fabuła jest ciekawa. Książkę czyta się przede wszystkim szybko i ja nie mogłam się od niej oderwać. Uporałam się z nią w dwa dni i sama byłam zdziwiona ponieważ nie sądziłam, że zajmie to aż tak mało czasu. Chociaż takie są młodzieżówki; nie musiałam analizować bohaterów, wymyślać niestworzonych scenariuszy, bo fabuła była prosta, bohaterowie byli prości, wszystko było proste. Z tego powodu na teraz zdecydowanie kończę z młodzieżówkami; miło się je czyta, kiedy chce się odciągnąć myśli od innych spraw, ale mnie, na dłuższą metę, zaczynają irytować. (Potrzebowałam po prostu czegoś miłego i lekkiego po intensywnych miesiącach nauki). Może za niedługo znowu po jakąś sięgnę.

Podsumowując: "Nie poddawaj się" to książka, którą można przeczytać na raz. Fabuła wciąga, chociaż jest dosyć prosta, momentami schematyczna, ale moim zdaniem to nie jest nic złego jeśli chodzi o tę pozycję. Simon i Baz są ważni, bardzo ważni, tak jak Penelope czy Agatha. To idealna książka na wakacje, chociaż ostrzegam, że kiedy już zacznie się ją czytać, nie będzie chciało się kończyć.

Ogólna ocena: 4/5.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz