26.07.2017

Rick Riordan, Olimpijscy Herosi - czyli książki, które mogłabym czytać do końca życia.

Dawno nie pisałam! Nadrabiam teraz wszystkie zaległości, bo czytanie tej serii pochłonęło mnie do reszty, nie przyszło mi nawet do głowy, aby o tym napisać. Ale co mogę poradzić - mogę to czytać kilkanaście razy, a nadal zachwycać się tak samo. 

Dla tych mniej wtajemniczonych: 

Przepowiednia Siedmiorga zaczyna się spełniać. Herosi, których ona dotyczy muszą zamknąć Wrota Śmierci (przejście umożliwiwiające powrót umarłych do świata żywych) z obu stron. Na swej drodze spotykają mnóstwo przeszkód takich jak Gaja czy porwanie Królowej Niebios,  Hery. Czy półbogom uda się wypełnić przepowiednie? Czy dadzą radę powstrzymać Gaję?


Zacznijmy od tego, że o ile w pierwszej serii o Percym Jacksonie było wiele niesamowitych bohaterów, tak w Olimpijskich Herosach Riordan przeszedł samego siebie. Od pierwszych stron Leo Valdez zdobył moje serce i zdobywa je za każdym razem, kiedy czytam tę serię. Z resztą mogłabym to samo powiedzieć o całej reszcie! Frank, Jason, Hazel... no i Piper, chociaż od zawsze mnie nieco irytowała. Drugą świetną rzeczą w tych książkach jest fabuła. Mimo, że są dosyć grubsze niż Bogowie Olimpijscy, czyta się je szybko (z Domem Hadesa liczącym 580 stron uporałam się w niecałe trzy dni!) i z ogromną przyjemnością. Aktualnie jestem na ostatnim tomie; nie mogę się doczekać, aż akcja po raz kolejny się rozwinie i przypuszczam, że znów zaczytam się do tego stopnia, że o czwartej nad ranem zorientuję się, iż może jednak powinnam iść spać. Ale cóż poradzę? Właśnie to Olimpijscy Herosi robią z człowiekiem.

Zamierzam napisać trochę więcej, kiedy skończę Krew Olimpu, może po drodze przypomni mi się parę rzeczy, o których zapomniałam wspomnieć teraz. Nie chcę się też za bardzo rozpisywać, bo nie na tym mój blog polega, więc jedynie zachęcę was do czytania i gwarantuję wam, że się nie zawiedziecie!

(Kocham Nico).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz